PROJEKTY:

Przystań

Przystań to miejsce gdzie żeglarz może schronić się przed sztormem, naprawić szkody wyrządzone przez wiatr i wodę, pocerować żagle, uszczelnić burty. Przystań to miejsce uzupełnienia zapasów, wody, żywności i innych potrzebnych produktów. Wreszcie przystań to miejsce, gdzie żeglarz może odpocząć i skąd, w pełni sił, wyruszyć w nowy rejs.

I właśnie to skojarzenie z przystanią i z małymi żaglówkami, często przychodziło mi na myśl, gdy odwiedzałem rodzinny dom dziecka Kasi i Rafała. Przebywają tu dzieci, które z różnych przyczyn nie mogą być z naturalnymi rodzicami. Po kilku, kilkunastu miesiącach, po decyzji sądu, najczęściej trafiają do docelowej rodziny adopcyjnej. W domu przebywają głównie niemowlęta, minimum pięcioro maksimum ośmioro. Przez ostatnie dwa lata, nie zdarzyło mi się zastać sytuacji by dzieci było mniej niż siedmioro. Gdy tylko zwolni się miejsce, od razu pojawia się kolejne dziecko, jakby już czekało na swoją kolej podreperowania miłości, poczucia bezpieczeństwa, a często i zdrowia. Ta sytuacja odzwierciedla fakt, że rodzin zastępczych jest w Polsce za mało, w Warszawie brakuje ich co najmniej kilkunastu.

Spotykając się z tymi samymi dziećmi przez kilka, kilkanaście miesięcy nie sposób nie nawiązać z nimi więzi, nawet jeśli te odwiedziny są tylko 2-3 razy w miesiącu. Tym bardziej więc podziwiam Kasię i Rafała, którzy po miesiącach codziennego karmienia, przewijania, kąpania, bawienia, pocieszania itp. w końcu przekazują dziecko rodzinie adopcyjnej. Domyślam się, że ich serca są rozdarte radością, że dziecko znalazło swój nowy dom i poczuciem smutku z powodu odejścia malucha. I tak ponad sto razy, bo tyloma dziećmi zaopiekowali się przez ostatnie 10 lat.

Jest taki dom w Warszawie, przy ulicy Pacholęcej, gdzie dzieją się cuda. I to nie jeden raz. Można je poznać po ufnym spojrzeniu, uśmiechu, psocie, po łzach, gdy trzeba pocieszyć. Można je poczuć, gdy mały cud wyrusza w nową drogą, gdy o tym cudzie pięknie mówią kolejni cudotwórcy. O cudzie, który tu na Pacholęcej został zaopatrzony w najważniejsze: miłość i poczucie bezpieczeństwa. Kasiu, Rafale – bardzo dziękuję, że mogłem te cuda oglądać na własne oczy, że mogłem je próbować uchwycić w 1/125 sekundy w prostokącie fotografii. Mam nadzieje, że udało mi się choć w pewnym stopniu, jak wiadomo cuda wymykają się prostym opisom.

P.S.
Mam cichą nadzieję, że oglądający ten projekt rozpropagują ideę rodzicielstwa zastępczego wśród swoich znajomych. Jest kilka form pieczy zastępczej, a zacząć można od opieki nad jednym dzieckiem.